publikacje

Wróć do listy

Dzienniki Jadwigi Rapackiej (teczka VII)

W zapiskach z tego okresu Jadwiga Rapacka koncentruje się przede wszystkim na refleksjach osobistych, wspomnieniach i relacjach ze spotkań ze znajomymi. W zeszytach znajdują się notatki na temat historii, czytanych książek i oglądanych sztuk teatralnych. Autorka cały czas pracuje przy obsłudze teleksu w Banku Rotszyldów. Jest zmęczona pracą, nie może jednak z niej zrezygnować, gdyż sama emerytura nie wystarczyłaby jej na utrzymanie. W marcu 1964 r. autorka dowiaduje się, że jej gospodyni sprzedaje hotel, w którym ona mieszka już od siedemnastu lat, więc zaczyna rozglądać się za nowym lokum. Otrzymuje mieszkanie należące do fundacji prowadzonej przez Bank Rotszyldów. Po początkowej radości zaczyna dostrzegać problemy związane z urządzaniem mieszkania i formalnościami do załatwienia. Czuje, że takie życie do niej nie pasuje: „Byłam wolna przez całe życie, ptak na gałęzi, cygan rozbijający namiot gdzie popadnie, dziewczynka z zapałkami przez szybę kontemplująca cudze wnętrza – a teraz? Teraz z wąskiej ścieżki zostałam ściągnięta na szeroką drogę (…). Ale – skoro Los tak chciał… Trzeba to przyjąć jako doświadczenie” (zesz. 20, s. 127). Uważa też zaistniałą sytuację za znak, że powinna pozostać we Francji.

Dużo miejsca w omawianych zeszytach zajmują wspomnienia z okresu przedwojennego spędzonego w Polsce. Diarystka utrzymywała wówczas kontakty ze środowiskiem artystów, głównie związanych z teatrem. W zeszycie 19 pojawiają się informacje na temat Tadeusza Jackowskiego i Izydory Leszczyńskiej-Jackowskiej, z d. Schiller de Schildenfeld (znanej jako Anna Belina), zwanej przez Rapacką Niusią. Autorka opisuje swoje rozważania na temat małżeństw Jackowskiej i Beliny oraz jej osobiste doświadczenia ze spotkań z „Niusią” w dworku w wielkopolskim Wronczynie. Uważa, że Anna Belina była manipulantką, której zależało głównie na majątku i pozycji w towarzystwie, nie dbała zaś o uczucia męża: „Moim zdaniem [Tadeusz Jackowski] był to zawsze człowiek dobry i szlachetny, a to, że przestał kochać Niusię, tych zalet nie narusza. Nie znamy całego procesu zamierania uczucia ani okoliczności, które to spowodowały. Zdaje mi się, że Niusia, osiągnąwszy cel, jakim było małżeństwo, i Wronczyn w dożywocie nie zadawała sobie nadal trudu, by uczucie męża utrzymać. Mniemała, że zawsze trwać będzie. Z tego, co mi mówiono, niezbyt dbała o niego, przesiadywała we Wronczynie, zostawiając go samego w Brukseli, dwór swój na wsi tworzyła tylko ze swoich przyjaciół. Sięgnąwszy myślą w przeszłość, wyłaniam mój jedyny pobyt we Wronczynie, który to potwierdza. Towarzystwo składało się z obojga starych Schillerów, Lulka z żoną, Czajkowskiej, Ordyńskiego, Lechonia, młodocianych przyjaciół Inki z Krakowa – zaś ze strony Jackowskiego jedynie stara panna Chłapowska na szarym końcu stołu (…). Dobrzy znajomi, od których mam niektóre wiadomości, mówili mi, że ten klan Niusi odnosił się do Jackowskiego wprost kpiąco i ironicznie, jak to burżuja zabłąkanego w grono wyższych umysłów. Można zatem zrozumieć, że gdy pewnego dnia otwarły mu się oczy – ujrzał wszystko tak, jak to już dawniej widzieli inni (…). Jack. uprzytomnił sobie, że był pajacem w cyrku ambitnej i chłodnej kobiety, a taką świadomość mężczyzna z trudem zniesie. Do tego wyszło na jaw, że Niusia nie mogła mieć dzieci. Ukryła sprytnie przed nim rodzaj operacji zrobionej znacznie przed ślubem, Inka [Irena z Leszczyńskich Fischerowa] stanowiła dowód, że matką jest być zdolna – więc… wina była Jackowskiego. Być może, iż gdyby nawet uczyniła mu to wyznanie w latach przedślubnych, nie zmieniłoby to wtedy jego uczucia (…). Ale w wieku krytycznym (40–50 lat) mężczyzn często nawiedza pragnienie ojcostwa. A cóż dopiero, gdy się okazało, że jest do tego zdolny, a kobieta, którą uczynił matką, gotowa była rzucić dla niego wszystko” (zesz. 19, s. 43–44).

Wspominanie dawnego życia w Polsce, a także lektura dzieł polskich pisarzy i pisarek skłania diarystkę do refleksji nad stosunkiem do swojej ojczyzny. Uważa, że polska kultura nie ustępuje w niczym tej zachodniej. Mimo początkowego „zachłyśnięcia się” światem zewnętrznym z czasem dostrzega się bogactwo i wartość rodzimej kultury: „To jest tak: w dzieciństwie i wczesnej młodości uczą nas, że mieliśmy szczytną przeszłość, wielkich monarchów i wodzów, genialnych poetów, wybitnych uczonych, gorących patriotów – krótko mówiąc: nie wypadliśmy sroce spod ogona. Ale przychodzi młodość, zetknięcie ze światem zewnętrznym, właściwa temu wiekowi skłonność odrzucania autorytetu starszych, deptania przeszłości, gonienia za nowością, olśnienia tym, co cudze i nieznane. Wtedy cały bagaż własny zostaje odrzucony, z politowaniem, czasem pogardą: co to my w porównaniu z Zachodem! Z czasem jednak, gdy się człowiek tego Zachodu nachapie, a dobrze go przetrawi, gdy doświadczenie nauczy go porównywać i rozróżniać, zwraca się ku tej rzekomo małej, lichej, ubogiej kulturze ojczystej i – zdumiewa się, że jest ona właśnie taka, jak nam kładziono w głowę w dzieciństwie, że jest w niej wielkość, szczytność, genialność, wybitność, tylko przecież trzeba z nią obcować, a nie odrzucać na strych jako niepotrzebne i bezwartościowe graty” (zesz. 19, s. 57). Pojawiają się też wspomnienia i refleksje na temat rodziny. Dowiadujemy się, że Rapacka miała trudne relacje z matką, które teraz powodują w niej sprzeczne uczucia. Z jednej strony bowiem jej starość i choroba wywołują w córce współczucie, z drugiej strony zaś nie może ona zapomnieć o doznanych w przeszłości urazach. Myśli te identyfikuje z dobrym i złym duchem (dlatego złe myśli wymagają – jej zdaniem – „egzorcyzmowania” za pomocą modlitwy): „Zły duch, gdy chce – a chce nierzadko – wywleka mi z przeszłości wszelkie powody do potępienia i urazy. Dobry podsuwa miłosierne słowa… I tak się kotłuję między sprzecznościami. Wiem z doświadczenia, że aby egzorcyzmować, trzeba modlitwy lub choćby czytania, które od razu zmienia myśl, rozpędza uniesienie, rzeczywistość naświetla właściwie (zesz. 20, s. 34–35).

Z matką cały czas utrzymuje tylko kontakt listowny, nie rozważa już przyjazdu do Polski. 28 grudnia 1964 r. matka Rapackiej umiera. Autorka stwierdza, że przyjęła tę wiadomość spokojnie, ponieważ ze względu na wiek nie odczuwa już tak silnych emocji jak kiedyś, a także dlatego, że matka żyła długo i umarła spokojnie (w przeciwieństwie do ojca, który zmarł w młodszym wieku i w cierpieniu). Ojciec, mimo stawiania go przez diarystkę na piedestale, również nie był wolny od wad. W liście do przyjaciółki Rapacka przyznaje, że nie otrzymała odpowiedniego wykształcenia ze względu na to, że ojciec był temu przeciwny. Z zapisków można wywnioskować, że przebywając stale w środowisku ludzi wykształconych, autorce często towarzyszyło poczucie niedoskonałości i w życiu dorosłym starała się nadrobić brak formalnego wykształcenia przez samodzielne kształcenie. Jednak jest zdania, że w dojrzałym wieku człowiek nie ma już takich zdolności do nauki jak dziecko i dlatego jest to trudniejsze.

Autor/Autorka: 
Miejsce powstania: 
Paryż
Opis fizyczny: 
472 s. [3 zesz.] : il. ; 22,5 cm.
Postać: 
zeszyt
Technika zapisu: 
rękopis
Język: 
Polski
Dostępność: 
dostępny do celów badawczych
Data powstania: 
Od 1962 do 1966
Stan zachowania: 
dobry
Sygnatura: 
1514/VII
Uwagi: 
Zapiski sporządzone niebieskim długopisem. Pismo czytelne. Zeszyt 19 ma charakter brudnopisu (liczne skreślenia, luźne notatki). W zeszycie 20 między kartami znajdują się suszone płatki kwiatów. W zeszycie 21 znajdują się trzy wycinki z gazety, suszony liść i kwiatek oraz rysunek.
Słowo kluczowe 1: 
Słowo kluczowe 2: 
Słowo kluczowe 3: 
Główne tematy: 
wspomnienia z okresu przedwojennego, relacje z rodzicami, śmierć matki, kultura polska, spotkania towarzyskie, emigracja, lektury, historia, praca, diarystyka kobieca, duchowość kobiet, autokrytycyzm, samokształcenie, wykształcenie kobiet, środowisko aktorskie i teatralne w przedwojennej Polsce
Nazwa geograficzna - słowo kluczowe: 
Zakres chronologiczny: 
Od 1962 do 1966
Nośnik informacji: 
papier
Gatunek: 
dziennik/diariusz/zapiski osobiste
Tytuł ujednolicony dla dziennika: