publikacje

Wróć do listy

Ojciec poległ na Polu Chwały

Janina Kiwała opisuje wojenne losy swojej rodziny. Urodziła się w 1904 r. w Nowosielcach, pow. Przeworsk. Wychowała się na wsi w wielodzietnej rodzinie chłopskiej. Po wyjściu za mąż zamieszkała w Drohobyczu. Urodziła dwóch synów: Franciszka i Eugeniusza. W 1939 r. wkroczyli najpierw Niemcy, wtedy Ukraińcy masowo mordowali Polaków. Rodzina autorki musiała uciekać do miasta. Po tygodniu tereny te zajęli Rosjanie i nakazali wrócić do swych domów. Państwo Kiwała zastali wszystko zrujnowane, mieszkanie doszczętnie ograbione i zdewastowane, powybijane okna, poprzewracane piece. Ledwie doprowadzili dom do względnego stanu, nastąpiły wywózki. W nocy 10 lutego 1940 r. do domu przyszło trzech uzbrojonych Ukraińców i jeden Rosjanin. Kazali im się pakować, zabrać przede wszystkim żywność. Gdyby nie ten Rosjanin, Ukraińcy prawdopodobnie zabiliby męża Janiny. Zabrano go na komendę milicji. Resztę rodziny odstawiono do wagonów, gdzie byli też inni koloniści. Później dowieziono tam także męża autorki. Warunki transportu były trudne. W jednym wagonie znajdowało się pięćdziesiąt osób, były tam tylko prycze, piecyk i otwór do załatwiania potrzeb fizjologicznych. Przez pierwsze trzy dni nie dawano im nawet picia. Ludzie zlizywali szron z metalowych części wagonu. Dopiero jak się wszyscy zbuntowali, dano im po trzy wiadra wody na wagon. Podróż trwała cały miesiąc. Po drodze zmarło wiele osób. Na końcowej stacji Tumień zakwaterowano ich w wielkim gmachu dawnych koszarów. Było tam robactwo, brud. Po dwóch tygodniach przyjechały sanie i zawieziono ich do Omska (ok. pięćdziesięciu kilometrów wzdłuż rzeki Irtysz). Tam spędzili tydzień. Potem statek zabrał ich w dalszą podróż. Na statku znowu panowały nieludzkie warunki, brakowało jedzenia. Po kilku dniach wylądowali w lesie, gdzie był obóz Tuligany. Tam wszyscy chodzący o własnych siłach musieli pracować przy wyrębie drzew. Za wykonaną normę otrzymywali odpowiedni przydział chleba. Po pewnym czasie część przesiedleńców przeniesiono do obozu Angów, sto kilometrów dalej na północ. Szli pieszo, na całą drogę każdy otrzymał kilogram chleba. Marsz trwał tydzień. Angów to był duży obóz. Wszyscy pracowali w lesie. Latem drewno spławiano rzeką Irtysz. Z zarobku potrącano im stale różne należności, np. na podwodę, za przejazd statkiem, za marne ubranie. Reszty nie starczało na wykup przydzielonego chleba. Warunki nieco się poprawiły po zawarciu umowy Sikorski–Stalin, ale to trwało krótko, do chwili wyprowadzenia wojsk Andersa do Iraku. Ponownie lepsze warunki nastały, gdy powstał Związek Patriotów Polskich z Wandą Wasilewską na czele. W 1943 r. do obozu dotarł przedstawiciel ZPP i zrobił spis wszystkich Polaków. Mężczyźni mogli zgłosić się do Wojska Polskiego, wśród nich znaleźli się mąż autorki (Andrzej) i jej starszy syn (Franciszek). Rodziny wojskowych jeszcze rok zostały w obozie, potem wywieziono ich do miejscowości Dolinsk, byłego kołchozu nadwołżańskich Niemców. Pani Janina pozostała w Dolinsku aż do ewakuacji do Polski w 1946 r. Osiedliła się w Siemyślu, gdzie otrzymała małe gospodarstwo. Mąż został przeszkolony w Sielcach i wysłany na front. Dotarł ze swoją jednostką pod Warszawę, gdzie zginął 27 września 1944 r., przeprawiając się przez Wisłę. Syn Franciszek przeżył wojnę.

Autor/Autorka: 
Organizacja/Partia: 
Miejsce powstania: 
s.l.
Opis fizyczny: 
4 s luź. ; 30 cm.
Postać: 
luźne kartki
Technika zapisu: 
maszynopis
Język: 
Polski
Miejsce przechowywania: 
Dostępność: 
dostępny do celów badawczych
Data powstania: 
1945
Stan zachowania: 
dobry
Sygnatura: 
AWII/1852
Tytuł kolekcji: 
Archiwum Wschodnie
Słowo kluczowe 1: 
Słowo kluczowe 2: 
Słowo kluczowe 3: 
Główne tematy: 
rodzina, II wojna światowa, represje, deportacje, okupacja radziecka, Syberia, podróż
Nazwa geograficzna - słowo kluczowe: 
Zakres chronologiczny: 
Od 1904 do 1994
Nośnik informacji: 
papier
Gatunek: 
pamiętnik/wspomnienia