Relacja Zani Rattenbach
Relacja powstała w roku 1945, opisuje wydarzenia z okresu 1941-1943.
Nagłówek:
Protokół zeznań złożonych przed Wojewódzką Komisją Historyczną w Przemyślu.
Obierający zeznania d[okto]r Dawid Haupt, prezes W[ojewódzkiej] Ż[ydowskiej] K[omisji] H[istorycznej]
Składająca zeznania: Zania Rattenback, urodzona w Stanisławowie, zamieszkała za czasów okupacji hitlerowskiej w Dolinie, straciła męża i jedyną 6-letnią córkę
Relację otwierają informacje dotyczące 1939 roku. Autorka zanotowała, że w pierwszym okresie wojny Dolinę (miasto na zachodniej Ukrainie) zajęły wojska węgierskie, w mieście panował spokój, a Żydom nie działa się krzywda. Dopiero po 4 tygodniach władzę objęły wojska niemieckie, z których rozkazu powołano Judenrat – Autorka podaje kilka nazwisk kolejnych przewodniczących.
W krótkim czasie po utworzeniu Judenratu przeprowadzono "akcję przeciw komunistom" (w rzeczywistości nie chodziło o komunistów, tylko inteligencję) w wyniku której aresztowano 55 osób, w tym Autorkę. Po kilku dniach ludzi tych zwolniono – gdy rodziny wykupiły im wolność "podarunkami".
Następny fragment dotyczy akcji przeciw Żydom węgierskim, którzy nie byli obywatelami Węgier. Wedle Autorki wywieziono ich około 25.000 przez Dolinę nad Dniestr, gdzie topiono. Z transportów tych – samochodowych – zbiec miało około trzystu osób, które znalazły schronienie w Dolinie. Kobieta dodała, że ludziom tym zaproponowano powrót do swoich domów, Judenrat miał zapłacić za przejazd, a ukraiński proboszcz obiecał zająć się kwestią prowiantu. Ludzie zgłosili się wierząc w prawdziwość obietnicy, dołączyła do nich też grupa Żydów z Doliny. Wszyscy zostali rozstrzelani.
Żydów z Doliny zmuszano do pracy przy karczowaniu lasów w Wyszkowie (nazwiska nadzorców). Do pilnowania pracujących wykorzystywano psy, które atakowały tych, którzy słabli.
Autorka zapisała, że w Dolinie nie było getta, ale stosunki i warunki mieszkaniowe pogarszały się z dnia na dzień. Większość żydowskich mieszkańców już przed wojną była biedna, Judenrat starał się objąć ich opieką i otworzyć kuchnię ludową, ale to nie pomagało.
Kolejna część tekstu informuje o likwidacji osadnictwa żydowskiego w Dolinie. Autorka zapisała, że "rankiem letniego dnia" (brak daty) wszystkie drogi z miasta ostały zamknięte i obsadzone ludźmi z karabinami. Byli wśród nich Ukraińcy, Volksdeutsche, gestapowcy, przedstawiciele milicji i junacy (Baudienst).
Spośród około 6000 Żydów mieszkających w Dolinie, ~3000 zginęło w czasie tej akcji. Młodych i silnych wywieziono do obozu w Wyszkowie. Autorka zapisała, że wojsko szło przez miasto strzelając na oślep, przeprowadzono selekcję, część ludzi spędzono na cmentarz, gdzie kazano się rozbierać i stawać nad dołami – tam strzelano do całej grupy, a później, nie bacząc na to kto żył, a kto nie, dół zasypywano.
Kobieta opisała, że następnie ukraińska milicja oznaczyła domy żydowskie i rozpoczęła wywożenie z nich wszystkich należących do pomordowanych rzeczy.
Autorka dodała, że sama zbiegła w czasie tej akcji z dzieckiem do lasu – jej mąż ukrył się w zbożu, odnalazła się z nim dopiero 6 tygodni później w Stryju, już po śmierci dziecka. Później szukał jej burmistrz miasta z żoną.
Kobieta trzy dni błąkała się po lesie z dzieckiem nie mając nic do jedzenia. Czwartego dnia spotkała Ukraińca, który dał jej coś do jedzenia i zaprowadził w miejsce, gdzie ukrywali się inni Żydzi. Spędziła tam trzy tygodnie, następne trzy, w wyniku poszukiwań prowadzonych przez milicję ukraińską, błąkając się znów po lesie.
Kolejny ustęp dotyczy śmierci córki Autorki. W nocy na kryjówkę, w której spała wraz z dzieckiem i innymi ukrywającymi się Żydami, napadli Ukraińcy (milicjanci i cywile). Autorka obiecała, że jeśli nie zabiorą jej z lasu i od dziecka, przyniesie wszystkie przedmioty, jakie zostawiła na przechowanie u swoich sąsiadów. Milicjant zgodził się i, trzymając dziecko jako zakładnika, puścił kobietę. Ta dotarła do Doliny, długo chodziła od drzwi do drzwi prosząc o oddanie jej rzeczy. Większość ludzi przeganiała ją oburzona tym, że wróciła i zaskoczona, że jeszcze żyje. W końcu udało się jej odzyskać kilim. Z nim wróciła do lasu, ale po ciemku nie umiała znaleźć miejsca, w którym zostawiła Ukraińca i dziecko. Nagle usłyszała strzał i doszła do wniosku, że Ukrainiec mając dość czekania, postawił zabić jej córkę. Wróciła do Doliny i schowała się w szopie, gdzie spędziła prawie tydzień. Później dowiedziała się, że milicjant strzelił po to, by ją naprowadzić – długie oczekiwanie spowodowało, że podejrzewał, iż kobieta się zgubiła. W końcu zostawił dziecko mówiąc mu, żeby nigdzie nie odchodziło i sam wrócił do domu. Córkę zabrali inni Żydzi, którzy udali się do Perehińska. Dzień po ich przybyciu odbyła się tam akcja likwidacyjna, w której zginęła córka kobiety.
Następna część relacji dotyczy ukrywania się u chrześcijanki nazwiskiem Steniowa (w sprawę zaangażowany był też jej parobek Josyf – pisownia zgodna z oryginałem). Po jakimś czasie Steniowa przewiozła Autorkę do Stryja. Tam znalazła swojego męża, który szukał schronienia u swojej rodziny. Zgodnie z relacją, Żydzi nie mieszkali jeszcze tam w getcie.
Małżeństwo rozważało przeniesienie się do obozu pracy, w końcu jednak zdecydowało się wrócić do lasów w okolicy Doliny. Tam spotkali Hryna Babiję, który dowodził oddziałem partyzanckim złożonym z 7 członków swojej rodziny i Żydów (jego żona była Żydówką i to spowodowało, że stanął do walki). Dołączyli do niego. Brak informacji o tym, jak liczna była grupa, kobieta zapisała jednak, że było wśród niej 4 żydowskich lekarzy. Grupa dysponowała 12 rewolwerami i karabinem maszynowym. Miejscowa ludność pomagała partyzantom, ale głównie dlatego, że bała się odmówić, nie dlatego, że ich popierała. Dodatkowo, wśród miejscowej ludności krążyły legendy dotyczące oddziału i historie o tym, że mają na wyposażeniu granaty, armatki, karabiny maszynowe itp.
Relację kończy historia o Żydzie-partyzancie rannym w nogę, którego jeden z lekarzy musiał dobić, nie mogąc zwalczyć gangreny.