publikacje

Wróć do listy

Zapiski z umarłego miasta /3.10-20.10.1944 r./

Jest to rodzaj dziennika prowadzonego przez młodą dziewczynę w pierwszych dniach po upadku Powstania Warszawskiego. 3. Października Maria wraz z matką powróciły na chwilę do swego mieszkania, by zabrać najpotrzebniejsze rzeczy: pościel, bieliznę, dokumenty, trochę naczyń. Wiemy, że po ucieczce z Powiśla podczas Powstania tułały się aż do jego upadku. Po drodze zgubiły się z siostrami matki. W mieszkaniu zastały sąsiada, porucznika Jacka N., który gotował u nich zupę, bo jego piec dymił. Jego żona z rodziną wyjechała już do krewnych pod Warszawą. On wstąpił na chwilę, by coś zjeść i zamierzał wrócić do jednostki. Zalecił im, by udały się do szpitalika, który jest organizowany w pobliżu. Poczęstował ich zupą i opuścił mieszkanie. One spakowały rzeczy i też wyszły. W bramie spotkały Krystynę, sąsiadkę, żegnającą się z ukochanym. Powiedziała im, że również udaje się do szpitala, jest tam już jej matka.

Kolejne dni kobiety spędziły w tym prowizorycznym szpitaliku. Maria zdążyła poznać niektórych chorych i ich historie, np. Stefanię i jej chorego na gruźlicę męża (w wieku ok. 20 lat). Nazajutrz po przybyciu do szpitala matka Marii postanowiła wrócić na chwilę do mieszkania po aparat fotograficzny Rysia. Krystyna poprosiła ją, żeby zabrała przy okazji ich platery. Niestety misja okazała się nieudana, a matka omal nie przypłaciła tego życiem, ponieważ natknęła się na dwóch umundurowanych Niemców na motorze, plądrujących okoliczne domy. Cudem uniknęła ścigających ją kul. Maria obserwowała scenę przez okno szpitala.

W dniu 7. października Maria obudziła się w zupełnie innym miejscu. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że nocą musieli w pośpiechu opuścić szpital z powodu pożaru sąsiadującego z nim domu. Lekarz zarządził ewakuację do domu po drugiej stronie ulicy. Z trudem znalazły miejsce dla siebie w przepełnionych pokojach. Kolejne dwa tygodnie spędzili w tym domu, tworząc małe społeczności, które same musiały walczyć o przetrwanie w tych trudnych warunkach opuszczonego, zniszczonego miasta. Największym wyzwaniem było zdobywanie pożywienia. Lekarz polecił przeszukanie okolicznych mieszkań i domów w poszukiwaniu jedzenia. Żywili się stęchłymi resztkami kaszy i makaronu, czasem trafiały się jakieś ziarna, groch, czy fasola. Gotowano na tym wodnistą zupę, która nie była w stanie nawet złagodzić głodu. Matka Marii i matka Krystyny zajmowały się organizowaniem jedzenia i gotowaniem dla ich 8-osobowej grupki. Mieszkali z nimi w pokoju jeszcze staruszkowie Ksawery i Liliana i jeszcze dwie przypadkowe osoby. Staruszkowie pochodzili z tego spalonego domu naprzeciwko. Ksawery, dosyć energiczny starszy pan ok. 80, wdowiec, był przed kiedyś urzędnikiem. Jego syn tułał się gdzieś po świecie. Córka z dziećmi przebywa u znajomych na wsi, a zięć brał udział w Powstaniu. Liliana, została sama, nie miała już nikogo z bliskich. Dawna krawcowa, w czasie okupacji radziła sobie szyjąc dla ludzi. Obecnie pozbawiona maszyny do szycia, zdana zupełnie na opiekę społeczną. Matka Krystyny to kobieta w starszym wieku, nigdy nie pracowała, zawsze była na kogoś zdana – najpierw pod opieką rodziców, potem męża, a w końcu dzieci. Maria, wychowana wśród niezależnych, pracujących kobiet, nie bardzo mogła zrozumieć taką postawę życiową. Niemcy polecili lekarzowi sporządzić spis osób przebywających w szpitaliku. Wynikła wtedy sprawa z ukrywającymi się na strychu tego domu Żydówkami. Były bardzo wygłodzone i wystraszone. Prosiły, by nie uwzględniać ich w spisie. Lekarz obiecał, że coś wymyśli.

Dni płynęły bardzo monotonnie, przebywający w tym prowizorycznym szpitalu ludzie coraz bardziej byli zniecierpliwieni sytuacją. Najbardziej doskwierał im brak jedzenia. Dni były podobne jeden do drugiego, dookoła panowała złowroga cisza i pustka. Strach było wypuszczać się w dalszą okolicę. Pewnego dnia Maria zaobserwowała skromny pochówek jednego z chorych, męża Stefanii. Wykopano dół po drugiej stronie ulicy i umieszczono w nim zawinięte w prześcieradło ciało zmarłego. Żona miała tylko chwilę na modlitwę, nie było księdza.

W dniu 22. października przyjechały niemieckie ciężarówki i wszyscy zostali wywiezieni. Autorka obserwuje po drodze zniszczone miasto – same ruiny i zgliszcza, zwalone, wypalone domy. Gdzieniegdzie widać było fragment jakiego pomieszczenia. Na dawnych trawnikach pełno było prowizorycznych mogił. Taki obraz wymarłego, zrujnowanego miasta ciągnął się całymi kilometrami. Do oczu cisnęły się łzy.

Autor/Autorka: 
Miejsce powstania: 
Warszawa
Opis fizyczny: 
mps., 22 s. luź.; ; 20 cm
Postać: 
luźne kartki
Technika zapisu: 
maszynopis
Język: 
Polski
Miejsce przechowywania: 
Dostępność: 
tak
Data powstania: 
1944
Stan zachowania: 
dobry
Sygnatura: 
AWII/3542
Tytuł kolekcji: 
Archiwum Wschodnie
Słowo kluczowe 1: 
Nośnik informacji: 
papier
Gatunek: 
pamiętnik/wspomnienia