Opisuję swój życiorys od 10 lutego 1940 roku do sierpnia 1946 r.
Teresa Wawrzyca opowiada o losach swojej rodziny w czasie II wojny światowej. Miała siedemnaście lat, kiedy jej rodzina (rodzice i dwie siostry) została wywieziona na Sybir. Mieszkali we wsi Horodyska w woj. stanisławowskim. Mieli gospodarstwo rolne – siedem hektarów ziemi, konia, krowy, drób. Wszystko musieli zostawić, gdy 10 lutego przyszli po nich żołnierze radzieccy. Otoczyli całą wioskę. Transport trwał około miesiąca. Jechali wagonami towarowymi, brakowało wody i jedzenia. Pociąg zatrzymał się w miejscowości Jurło, dalej wieziono ich saniami. Dotarli do lasu, gdzie stały drewniane baraki. Przespali noc i nazajutrz musieli iść do pracy przy wyrębie drzew. Za wykonaną normę dostawali pół kilograma chleba, z czego dwadzieścia dekargamów zabierali dla wojska. Pracowali po dwanaście godzin dziennie, bez wolnego dnia. Gdy zmarła córka jej siostry (jedenaście lat) i Teresa nie poszła do pracy, ukarano ją pięcioma dniami „ciupy” bez jedzenia i picia. Pożywienia ciągle brakowało. Zbierali więc w lesie jagody, maliny, pokrzywy, grzyby. Chodzili nocami szukać ziemniaków. Trochę lżej było po podpisaniu umowy Sikorskiego ze Stalinem. Tak przetrwali do 1946 r. Ojciec zmarł na Syberii, a autorka z matką i siostrami wróciły do Polski w sierpniu 1946 r., do miejscowości Łobez. Teresa pracowała w państwowym gospodarstwie rolnym Łosośnica jako dojarka. Wyszła za mąż i urodziła dwójkę dzieci. W 1982 r. zaczęła się starać o rentę, ale jej nie otrzymała. W momencie pisania autorka ma sześćdziesiąt sześć lat i nie dostaje ani renty, ani emerytury. Żyją tylko z renty męża. Jest im bardzo ciężko. Jest schorowana i rozgoryczona, że straciła młode lata, a na starość żyje w biedzie.