Wyspy cierpienia. Pamiętnik
Helena Platta-Szorc opisała historię swojej choroby i liczne pobyty w szpitalach. Autorka analizuje także funkcjonowanie służby zdrowia i opieki lekarskiej. Szpital w jej ujęciu staje się symboliczną wyspą cierpienia, a także realnym miejscem, gdzie objawiają się wszystkie najlepsze i najgorsze cechy pacjentów i pacjentek.
W 1944 r., kiedy rodziła pierwsze dziecko, Platta-Szorc po raz pierwszy trafiła do szpitala – w Bełżycach (województwo lubelskie). Poród przebiegł bez komplikacji. Po wyzwoleniu Lublina rodzina osiedliła się w pożydowskim mieszkaniu. Wtedy Helena zaczęła podupadać na zdrowiu i chorować na astmę, a objawy przypominały gruźlicę. Wyjechała do Zakopanego na kurację i dalsze leczenie. Zdiagnozowano astmę, w tym czasie autorka przeszła operację usunięcia wyrostka robaczkowego. Wspomina, że została znieczulona miejscowo, widziała, jak chirurg nacina skalpelem skórę jej brzucha i odnotowuje, że wówczas zemdlała. Po powrocie do Lublina została skierowana do kliniki, w której chorzy na astmę byli poddawanie eksperymentalnemu leczeniu, m.in stosowano tzw. szok insulinowy. Jednak zagrzybione lubelskie mieszkanie nie sprzyjało jej wyzdrowieniu. Postanowiła przeprowadzić się do innego miasta, w międzyczasie spędzając czas w sanatoriach w Rabce i Szczawnicy. Zdecydowała się na innowacyjną metodę leczenia astmy polegającą na wszczepieniu owodni, ale jej stan nie poprawił się. Trafiła do warszawskiego Instytutu Gruźlicy i Choroby Płuc przy ul. Płockiej, w którym personel medyczny bardzo dobrze zajmował się wszystkimi pacjentami pacjentkami. Autorka podkreśla, że indywidualne podejście lekarzy do chorych w Instytucie było wyjątkowe.
Platta-Szorc wspomina, że choroba, leczenie, pobyty w szpitalach i sanatoriach wpłynęły na jej twórczość poetycką. Opisuje te skomplikowane i trudne doświadczenia, przywołując reakcje innych pacjentów. W swoim pamiętniku zamieściła m.in. wiersz Arytmia na dwoje drzwi z uwerturą, w którym objawy astmy, takie jak sztywnienie ciała i skurcze oskrzeli, przeplatają się z obrazami pogarszającego się stanu psychicznego. Autorka, obserwując innych pacjentów, notowała różne spostrzeżenia. Ktoś wrzucił do akwarium tabletki na gruźlicę i ryby zdechły, kiedyś jedna z prątkujących pacjentek napluła na czekoladę, którą potem podarowała pielęgniarce. Zastanawia się także nad tym, co powoduje, że pacjenci pragną wyzdrowieć. W przypadku kobiet zwykle jest to wiara lub miłość do dzieci i męża. Na przykładzie pisarza Stanisława Grześczaka dochodzi do wniosku, że samotność, rozpacz i zniechęcenie doprowadziły go do samozniszczenia. Autorka podkreśla, że oprócz pozytywnego nastawienia, ważne jest profesjonalne, pełne poświęcenia i życzliwe nastawienie lekarzy. Jest przekonana, że dzięki pobytowi w Instytucie Gruźlicy wróci do zdrowia.