Pamiętniki. Tom 2. Marji Ścibor-Rylskiej od 1895 – 1900 Roku
Drugi tom swoich pamiętników Rylska rozpoczyna od opisu dwóch poważnych chorób, na które zapadła jej matka. Jeszcze po latach ich wspomnienia wywołują w autorce niepokój, gdyż – jak twierdziła – tylko dzięki Bożej Opatrzności jej matka trafiła w obu przypadkach na lekarza, który podjął się przeprowadzenia operacji. Dużą część pamiętnika obejmuje także opis choroby samej diarystki (ciężkiego zapalenia płuc), leczenia w szpitalu i rekonwalescencji. Wyraźnie wyczuwalna jest gorycz autorki wobec lekarzy, którzy rekomendowali działania pogarszające stan pacjentki lub przynajmniej nie przynoszące znaczącej poprawy jej zdrowia: „W zimie Lusinka chodziła na ślizgawkę, ja zaś jedynie przypatrywałam się tym ewolucjom na lodowej pokrywie stawu, w ogrodzie saskim, bo jak wszystko, tak i ten niewinny nawet sport był mi zakazany. Doktorzy sądzę b. przesadzali w tym względzie, a nawet błądzili, bo jestem pewna, że ten ruch na świeżym powietrzu, byłby mnie jedynie wzmocnił, a nie zaszkodził” (k. 17r-17v). Nieco miejsca poświęca Rylska wspomnieniom swojego czasu wolnego – w tych partiach tekstu można jednak dostrzec pewien żal autorki do rodziców, którzy zapewniali jej w dzieciństwie tak niewiele rozrywek, w tym także kulturalnych: „[…] na 9 lat [w Warszawie] te trzy tylko przyjemności kulturalne to trochę za mało” (k. 5r-5v). Podobnie rzecz miała się z członkami rodziny, jak np. narzeczonym, a później mężem jej siostry, którego autorka jako dziecko bardzo lubiła, zawsze chciała się z nim bawić i okazywać mu swoją sympatię, odmawiano jej jednak tego już w najmłodszym wieku ze względu na zazdrość, jaką w ten sposób wywoływała w swojej siostrze. Ze względu na przekonania rodziny, większą część dzieciństwa Maria spędziła albo samotnie, albo w gronie dorosłych z najbliższej rodziny, rodzice bowiem bardzo krytycznie zapatrywali się na jej kontakty z rówieśnikami, co było – jak pisze Rylska – źródłem wielu nieszczęść i nieporozumień: „[…] niejedną też burę oberwałam z powodu częstych eskapad do pobliskiej willi, gdzie mnie zawsze z wielką radością witano. Poprostu ciągnęło mnie do moich rówieśniczek, bo czułam, że one mnie rozumieją, a dorośli niestety naszej mentalności dziecinnej wcale. Z tego powodu zawsze są konflikty między pokoleniami i od początku do końca świata, tak było i będzie zapewne” (k. 35v-36r). Mimo wszystko autorka była wdzięczna losowi za to, że urodziła się stosunkowo późno, towarzyszyło jej bowiem przekonanie, że z całą pewnością nie wytrzymałaby tego, jak wychowywano dzieci w czasach jej rodziców lub dziadków.
Dużo bólu przysparza autorce wspomnienie śmierci siostry, która nie wykazując żadnych objawów, zapadła w śpiączkę i zmarła, według oceny lekarzy na „zapalenie opon mózgowych menengilis na tle gruźliczym”. Rodzice, nie mogąc pogodzić się z pogarszającym się z godziny na godzinę stanem córki, wezwać mieli nawet hipnotyzera i odwoływać się do ingerencji sił nadprzyrodzonych. Z żalem pisze Rylska, że wówczas nie znano sposobu skutecznego leczenia tej choroby i jej siostra „[nawet] gdyby żyła, byłaby niepoczytalna, a najdroższą istotę, przedtem inteligentną, pełną wdzięku, widzieć potem w takim upodleniu duchowym, to straszniejsze od śmierci chyba” (k. 23v). Ostatnie kilkanaście kart pamiętnika obejmują wspomnienia z pobytu autorki w Wenecji, gdzie udała się z rodzicami, by ukoić nerwy po śmierci ukochanej siostry oraz babci. Rylska z lubością opisuje zarówno zwiedzane muzea i piękno miasta, jak i czas spędzany sam na sam z ojcem. Ta część dziennika jest napisana w tonie o wiele bardziej optymistycznym niż wcześniejsze, wyraźnie widać tutaj radość autorki z posiadania nielicznych, naprawdę szczęśliwych wspomnień z dzieciństwa: „[…] z lubością te obrazy zatrzymywałam pod powiekami, bo wobec obecnej mojej smutnej teraźniejszości te dziecinno-młodzieńcze wrażenia są balsamem i ukojeniem moich cierpień i dolegliwości” (k. 59v).