Dlaczego mieliśmy się bać?
Zapiski Teresy Łyszkowskiej dotyczą krótkiego okresu: drugiej połowy sierpnia 1980 r., koncentrują się na osobistych emocjach autorki. Łyszkowska – mieszkanka Gdyni – w momencie wybuchu strajku w Stoczni Gdańskiej była wraz z mężem i dziećmi w Warszawie, u swojej matki. Rodzina zatrzymała się tam w drodze z Ustronia, gdzie spędzała wakacje. Pierwsze wiadomości podane w Dzienniku Telewizyjnym przeraziły autorkę i zaktywizowały jej pamięć o wydarzeniach Grudnia 1970: „I wtedy rozpoczęły się dla nas koszmarne dni niepokoju, niepewności i wyczekiwania na coś, co miało się stać i modlitw o to, by nie było przemocy, podstępów, przelewu krwi i morderstw” (s. 1). Wobec braku łączności telefonicznej i telegraficznej z Trójmiastem, nie miała kontaktu z mężem i dziesięcioletnim synem, którzy wcześniej wrócili do domu. Brak informacji budził w niej lęk i prowokował do snucia tragicznych przewidywań, włącznie z wizją zmilitaryzowanych oddziałów i walk na ulicach Gdańska. Ze względu na wspomniane obawy autorka wahała się, czy powinna wracać do domu zgodnie z wcześniejszym planem i czy zabierać tam ze sobą pięcioletnią córkę. Pocztówka od męża, która w międzyczasie do niej dotarła, tylko wzmogła niepokój. Autorka doszukiwała się w niej ukrytych treści: „wiadomo, tylko tyle mogli napisać, aby mieć jaką taką pewność, że kartki dojdą. […] Dziś jest paskudnie - gdyby chodziło tylko o pogodę to żaden problem, aby pójść po jarzyny i po co o tym pisać? Pewnie jakiś niepokój, może godzina policyjna” (s. 3).
Ostatecznie, 26 sierpnia, wsiadła do pociągu i, kierując się plotkami o braku żywności w Trójmieście, zabrała ze sobą dużą paczkę z masłem, konserwami mięsnymi i warzywami. Łyszkowska nie dowierzała uspakajającym informacjom otrzymanym od współpodróżnych, widok tłumu na dworcu w Gdańsku interpretowała jako dowód na ucieczkę mieszkańców z miasta. Ze zdziwieniem zareagowała na widok dobrze zaopatrzonej lodówki w domu i na słowa męża o spokoju panującym w mieście i dobrej organizacji strajku. Następnego dnia po powrocie do domu poszła pod bramę Stoczni Gdańskiej. Podziwiała postawiony przez strajkujących krzyż i ze zdumieniem przyjęła informację o regularnych mszach na terenie stoczni.
Zapiski Teresy Łyszkowskiej kończą się na podpisaniu porozumienia przez Lecha Wałęsę i Mieczysława Jagielskiego 31 sierpnia 1981 r. Autorka przyjęła to wydarzenie z radością i nadzieją na przyszłość, dodając, że w okresie strajku najgorszą rzeczą była blokada informacji. Tekst może być źródłem do badań nad indywidualnymi doświadczeniami kryzysu lat 80. XX w. w Polsce oraz nad historią emocji.